– Twoje biuro czy cały Waszyngton? – uśmiechnęła się Lucy.
Jack po raz pierwszy roześmiał się głośno. Gdy wyłączyła telefon, za jej plecami jak duch pojawił się Sebastian. – Jak się miewa nasz dobry senator? – Bardzo niegrzecznie jest podsłuchiwać. Właśnie dziś rano rozmawiałam z J.T. na ten sam temat. – Nikt nigdy nie uważał mnie za grzecznego człowieka. Lucy pochyliła się i zerwała jasnożółtą lilię. Wyczuwała, że Sebastian nie jest w dobrym nastroju. Był poważny. Poranne emocje zostały zastąpione posępnym spokojem. – Był jakiś spięty – powiedziała. – Ta pora roku w Waszyngtonie zawsze jest trudna. Wszyscy chcą już jechać do domów, jest gorąco i na gwałt załatwia się zaległe sprawy. Jack jest pedantem i lubi wszystko dokładnie przemyśleć, zamiast w pośpiechu zawierać pochopne kompromisy. – Chciałbym z nim porozmawiać. – Z Jackiem? Wzruszył ramionami, ale trudno byłoby nazwać ten gest nonszalanckim. – Z tych samych powodów, dla których miejscowa policja chciałaby z nim rozmawiać, gdybyś się skontaktowała z nimi zamiast ze mną. Jest senatorem Stanów Zjednoczonych. Ten, kto prześladuje ciebie, może w ten sposób próbować jemu zaleźć za skórę. Lucy rzuciła na stos następną naręcz przekwitłych roślin. Klomb domagał się wypielenia i zasilenia nawozem. – To nie ma żadnego sensu – stwierdziła. – Może nie. – Myślisz, że skoro wynajął tutaj dom na cały sierpień, to coś musi się za tym kryć? – Ja nic nie myślę, tylko po prostu chciałbym z nim porozmawiać. Wsunęła mu telefon do ręki. – To dzwoń, a ja posłucham. – Lucy... – Ukrywasz coś, Redwing. Nie przyjechałeś tu tylko dlatego, że ktoś przestrzelił mi okno w jadalni czy podrzucił kulę do samochodu. Więc dlaczego? Co wiesz, czego ja nie wiem? – Nie lubię rozmawiać przez telefon, czując czyjś oddech na szyi. – Ja też nie. – Ale ty nie wiedziałaś, że tu jestem. – Skoro nie chcesz, żebym słuchała, jak rozmawiasz przez mój telefon, to trzeba było przywieźć ze sobą swój! – zawołała ze złością i poszła do stodoły. Sebastian spokojnie odprowadził ją wzrokiem. Kopnęła kosz na papiery i podbiegła do okna, które kazała wstawić podczas remontu. Sebastian stał przy klombie i wystukiwał numer. Co za drań! A więc jednak wbrew jej woli dopiął swego. Podniosła słuchawkę drugiego aparatu. – Odłóż tę słuchawkę, Lucy. Jestem w tym lepszy od ciebie. – Dzieci też mogłyby cię podsłuchiwać – zauważ˙yła. – Nie, a zresztą od razu bym wiedział. Odłóż słuchawkę. – Biuro senatora Swifta – odezwał się damski głos. Sebastian bez słowa przerwał połączenie. Przez okno Lucy widziała, że rzucił słuchawkę na klomb i