– I w tym problem, Bentz. Cała sprawa to głupawy żart, który ci robi ta kobieta. Kiedy
zmądrzejesz i wrócisz do Luizjany? Słuchaj, mam tu robotę. Prawdziwą. Zadzwoń, kiedy pójdziesz po rozum do głowy. – Montoya się rozłączył, a rozjuszony Bentz jeszcze przez niemal godzinę krążył po ulicach. Wjeżdżał na parkingi, patrolował zaułki, wszędzie szukał srebrnego chevroleta. Widział mnóstwo srebrzystych wozów, we wszystkich odbijało się zamglone słońce, ale żaden z nich nie był chevroletem impala. Zrezygnowany wrócił do Culver City przez Westwood i Beverly Hills. Zbliżał się już do motelu, gdy znowu zadzwonił jego telefon. Tym razem na wyświetlaczu nie widniał żaden numer. – Bentz – rzucił. – Złap mnie, jeśli potrafisz, RJ – szepnął kobiecy głos. Serce stanęło mu w gardle. – Co? – Słyszałeś. – Kto mówi? – Och, chyba wiesz. – Roześmiała się, gardłowo, zmysłowo, aż przeszył go zimny dreszcz. – Nie możesz uwierzyć w to, co widzisz. Wróciłam, RJ, i bardzo się cieszę, że nadal mnie pragniesz. Zerkam w tylne lusterko i widzę swój uśmiech. – Świetnie – mówię sobie. – Rick Bentz kręci się w kółko, wyszukuje stare przyjaciółki żony, grzebie w przeszłości. I o to właśnie mi chodziło. Przyjemne jest uczucie, że wreszcie udało mi się zaleźć mu za skórę. – Ty draniu – szepczę na myśl o jego rzeźbionej twarzy – Zasłużyłeś sobie na to. – W trakcie jazdy zdejmuję buty na wysokich obcasach i prowadzę boso, oplatam palce dokoła pedału gazu. Podczas rozmowy dało się wyczuć jego frustrację – co za rozkosz. Obserwować go z oddali, patrzeć, jak ugania się za duchem. Nadal na adrenalinie, planuję kolejny krok. Zbliżając się do autostrady, rzucam komórkę na fotel pasażera i uchylam okno. Tak, dzisiaj jest smog, ale to przecież Los Angeles. Mgiełka stanowi część miasta, co nie zmienia faktu, że czuję wiatr we włosach, gdy skręcam w stronę zjazdu. Komórka na kartę jest nie do wykrycia. Idealnie. Biedny Bentz. Nie znajdzie mnie; dopiero wtedy, gdy ja tego zapragnę. Wpadł prosto w moją pułapkę. Może jednak traci wyczucie. I dobrze. Nie miał pojęcia, że czuwam nad każdym jego krokiem, że go śledzę. Wtedy, gdy był u Shany McIntyre, dzisiaj, u tej suki Lorraine Newell; ależ z niej żałosna kreatura. A Bentz? Dobry Boże, ależ jest przewidywalny. Zawsze taki był. Naciskam sprzęgło, zmieniam bieg, zwalniam. Niedobra pora na mandat. Ale serce bije mi jak szalone. Czas podkręcić sytuację. Na tę myśl ogarnia mnie przyjemne ciepło. Odbicie mruga do mnie. – Mądra dziewczynka – mówię i rozmyślam co dalej. Bentz nawet się nie zorientuje, skąd padnie cios. Rozdział 17 Hayes z głośnym trzaskiem zamknął akta i rozparł się wygodnie na krześle, aż zapiszczało niepewnie. Ten dźwięk wtopił się w kakofonię panującą dokoła – stukot klawiszy klawiatury, dzwonki telefonów, szmer rozmów. A nad tym wszystkim ciągłe buczenie wiekowej klimatyzacji. Ktoś się roześmiał, kilka biurek dalej drukarka wypluła plik kartek. Tnnidad spisywał zeznania długonogiej Murzynki, zapewne świadka w jednej z otwartych spraw. Mieli aż nadto roboty, morderstwo sióstr Springer wywołało poruszenie na posterunku. Takie zbrodnie zawsze przyciągają uwagę mediów i przerażonej opinii publicznej. Dziennikarze nie dawali