Jack wiedział, że z czasem uda się ją przekonać. Że
zobaczy, iż propozycja jest korzystna dla obu stron. - Nie musisz od razu podejmować decyzji. Pogoda jest paskudna, więc może zostaniesz z nami? Tak, żeby się lepiej poznać. Wtedy dopiero dasz mi odpowiedź. Obiecuję, że z samego rana odwiozę cię do domu. Brązowe oczy hipnotyzowały niebieskie oczy Malindy. Ten człowiek jest niebezpieczny. Malinda była tego pewna. Jak mogłaby mieszkać z nim pod jednym dachem, jeśli trudno jej było nawet oddychać w jego obecności? Wiedziała, że to obłąkany pomysł. Nie potrafi dać sobie rady z małymi Brannanami. Ani z ich ojcem... Ale wciąż miała w pamięci słodki uścisk Patryka, piękny dom, który aż się prosił o kobiecą rękę... i ciepło dłoni Jacka Brannana. Potrząsnęła głową, by wyzbyć się tych kuszących myśli. - Naprawdę nie mogę. Nie wzięłam żadnych ubrań i... JEDNA DLA PIĘCIU 43 - Przecież to tylko jeden dzień. - I muszę koniecznie popracować nad moją rubryką. Mam ją oddać... - Możesz pracować w moim gabinecie. Obiecuję, że nie będziemy ci przeszkadzać. - I mój dom... - Jutro też będzie stał na swoim miejscu. - Na twarzy Jacka pojawił się uśmiech, a Malindzie coraz trudniej było mu się oprzeć. - Cóż to jest jeden dzień? Powiedz, że zostajesz. ROZDZIAŁ CZWARTY Jack jednym ruchem ręki zgarnął wszystkie śmieci, które leżały na biurku, i ułożył je w bezładną kupkę na podłodze. - Czuj się jak u siebie - powiedział przysuwając Malindzie krzesło. - Papier jest w górnej szufladzie. Ołówki i pióra tutaj. Wołaj, jakbyś czegoś potrzebowała. Rozejrzał się jeszcze raz po gabinecie, obdarzył Malindę zniewalającym uśmiechem i wyszedł. A to łobuz, pomyślała Malinda patrząc na zamknięte drzwi. Jeszcze dwie godziny temu nie miała zamiaru spędzić w tym domu ani minuty dłużej, nie mówiąc już o nocy, a teraz oto siedzi za jego biurkiem! I bez zajmowania się Brannanami miała dosyć roboty. Brakowało jej wprawy, by zajmować się czterema chłopcami. I na pewno nie miała żadnego doświadczenia, by poradzić sobie z takim czarusiem jak Jack Brannan. Jack obiecał, że przez godzinę nikt nie będzie jej przeszkadzał. Z głębokim westchnieniem zdjęła łokcie z biurka. A właściwie tylko spróbowała to zrobić. Coś obrzydliwego i lepiącego się przywarło jej do rękawów. Piętnaście minut trwało zdrapywanie z biurka gumy arabskiej. Następne dziesięć uporządkowanie szuflady,