i wymaszerował z pokoju. Nie znalazł Victorii
w salonie ani w sypialni, więc bez pukania otworzył drzwi oranżerii. Jego żona siedziała w fotelu i szlochała, a Ałexandra Balfour głaskała ją po policzku. Obie aż podskoczyły na jego widok. - Muszę zamienić słowo z Vixen - rzucił od progu. Lady Kilcairn wstała. -Jest zmęczona, milordzie. Czy ta sprawa nie może poczekać? - Nie . - W porządku, Lex - wykrztusiła Victoria łamiącym się głosem. Alexandra posłała Sinclairowi ostrzegawcze spojrzenie i wychodząc, cicho zamknęła za sobą drzwi. - Chciałbym wiedzieć, co, na litość boską, sobie myślałaś, dzieląc się z Kingsfeldem swoimi podejrzeniami - zaczął Sin, ledwo nad sobą panując. Miał ochotę biegać po oranżerii, żeby wyładować gniew, ale wszędzie pętały się koty, psy, wiewiórki i króliki. Victoria spojrzała na niego załzawionymi oczami. - Próbowałam ci pomóc... - Pomóc? Wiesz, ile kłopotów mogłaś na nas sprowadzić? Omal nie palnął, że naraziła się na niebezpieczeństwo. Przyznałby w ten sposób, że znowu ją okłamał, ukrywając swoje podejrzenia wobec Kingsfelda. Gdyby wiedziała, jak bliska jest prawdy, nic by jej nie powstrzymało przed mieszaniem się do śledztwa. - Czy to prawda, że ożeniłeś się ze mną tylko po to, żeby dokuczyć Marleyowi? - zapytała szeptem. Sinclair zbladł. Nie miał w zanadrzu żadnych kłamstw - ani prawd - żeby ją uspokoić. - Kto... - Kingsfeld mi powiedział. Czy to prawda? Astin Hovarth chyba pilnie studiował historię rzymskich wojen. Rozdzielił ich na kilka minut walca. Pomieszał mu szyki i nie zostawił czasu na żadne wyjaśnienia. Zresztą Victoria i tak by teraz nie uwierzyła w zapewnienia miłości. - Chcę, żebyś zaraz z rana wyruszyła z Augustą i Kitem do Althorpe. Jeśli... - Nie! Nigdzie nie pojadę! - Nie możesz tu zostać, bo opowiadasz podejrzanym głupoty, żeby ich sprowokować. Nie będę spokojnie patrzeć, jak próbujesz sama schwytać mordercę. Na widok bólu, oszołomienia, rozczarowania i gniewu w jej oczach zapragnął chwycić ją w ramiona i wytłumaczyć, że się o nią panicznie boi i nie zniósłby jej straty. Uznał jednak, że lepiej będzie ją tak zranić, żeby wyjechała bez protestu, niejako z własnej woli. Jej intryga rzeczywiście mogła spłoszyć Kingsfelda. Z drugiej strony gdyby earl wpadł w panikę, mógłby nawet ją zabić. Sinclair nie zamierzał ryzykować. - Wyjeżdżasz rano - powtórzył ostrym tonem. - Czy to jasne? Po jej policzku spłynęła łza. -Tak.