Kiedyś była bardzo ambitna. Marzyła o stanowisku szefowej
biura senackiego albo rzecznika prasowego Swifta i w skrytości ducha hołubiła nadzieję, że Jack będzie kandydował na prezydenta. Miała tak wiele celów i pragnień, a teraz wszystkie gdzieś uleciały i Barbara czuła, że zaczyna się stawać kobietą z gatunku, jakiego nie cierpiała: pochłoniętą obsesjami, zakochaną w swoim szefie. Zaczynała być żałosna. Jej przymierze z Darrenem miało udowodnić, że tak nie jest. Było oznaką wiary w siebie, a nie tchórzostwa. W godzinę później Jack wreszcie wyszedł ze swojego gabinetu. Wyglądał zupełnie normalnie. Gdy podszedł do biurka Barbary, serce zamarło jej w piersi. On jednak powiedział spokojnie: – Barbaro, postanowiłem spędzić sierpniowy urlop w Vermoncie, z Lucy i z dziećmi. – Nie wybierasz się do domu? – Z Vermontu nie jest daleko do Rhode Island. Jakoś sobie poradzę. Teraz dopiero zauważyła, że był nieco wytrącony z równowagi. Vermont. To nie wróżyło dobrze. Widocznie wizyta Darrena wzbudziła w Jacku chęć zobaczenia wnuków. – J.T. chciał mi pokazać swoje ulubione miejsca do wędkowania, a Madison... – Powoli pokiwał głową, myśląc o czymś. – Tak, sierpień w Vermoncie. Tak właśnie zrobię. Nie masz nic przeciwko temu, Barbaro? – Przeciwko czemu? – zdziwiła się. Jack przesunął ręką po włosach. Tylko dzięki wieloletniej znajomości potrafiła dostrzec w tym geście oznakę zdenerwowania. – Chciałbym wynająć dom w Vermoncie, niedaleko Lucy. Czy mogłabyś mi to zorganizować? – Oczywiście – uśmiechnęła się z trudem. Wszystko miało być zupełnie inaczej. – Na razie nie mów nic Lucy. To świeży pomysł, właściwie zaledwie impuls, i nie chciałbym, żeby Lucy i dzieci poczuły się rozczarowane, gdybym z jakiegoś powodu musiał zmienić plany. Na przykład z powodu szantażu? – pomyślała Barbara i szybko wzięła do ręki stertę papierów, udając, że ma milion rzeczy do zrobienia. – Rozumiem. Zaraz podzwonię i poszukam czegoś odpowiedniego. – Chyba byłoby lepiej, gdybyś pojechała do Vermontu osobiście. – Jak to? – zdumiała się, nie nadążając za tokiem jego myślenia. Przecież powinien ją wciągnąć do swojego gabinetu i błagać, by pomogła mu poradzić sobie z szantażystą! – Do sierpnia nie zostało zbyt wiele czasu. Trzeba wynająć i przygotować dom. Chyba że nie masz ochoty wyrwać się jeszcze na kilka dni z Waszyngtonu. Barbara zmusiła się do śmiechu. – Och, nie mów takich rzeczy. Muszę tylko zakończyć parę spraw i będę gotowa do wyjazdu. Zdaje się, że w pobliżu domu Lucy jest kilka letnich posiadłości. Sprawdzę, czy którąś z nich dałoby się wynająć. Jack wyraźnie się rozluźnił. – Dziękuję, Barbaro. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Czy naprawdę tak myślał? Zastanawiała się, czy to może być