szansę cię pokonać.
- Może miałby... A może miałby ochotę posiedzieć w spokoju u siebie. Dobrze, lecę na górę wziąć prysznic. RS 75 - Ja w tym czasie zadzwonię do włoskiej restauracji i zamówię kolację do domu dla nas wszystkich, co ty na to? - Znakomity pomysł. Jessica weszła na górę, lecz najpierw skierowała się na balkon. Robiło się ciemno, ale od jakiegoś czasu zmrok zapadał dziwnie wcześnie, noce wydawały się zbyt ciemne, a sama ciemność zbyt czerwona, w dodatku pobrzmiewał w niej nienawistny szept, jakby to znowu zbierało się w powietrzu... - Co za „to"? - spytała z irytacją samą siebie. To. Zło, które zrodziło się w odległym kraju, które materializowało się w ciemnościach, czaiło się, szeptało, już prawie jej dotykało... Odwróciła się gwałtownie, przekonana, że ktoś za nią stoi, lecz nie dostrzegła nikogo. Czy to złudzenie, czy rzeczywiście zamknęły się jakieś drzwi? Może ich gość również wyszedł na balkon i obserwował ją przez chwilę? Wyprostowała się dumnie. Nie da się nikomu onieśmielić ani przestraszyć, potrafi dać sobie radę ze wszystkim, co ją spotka, nie będzie słuchać szeptów wiatru, który dotykał jej lodowatymi palcami pozbawionymi ciała. Nie będzie myśleć o tamtym, skupi się na życiu. Odwróciła się i wróciła do pokoju, postanawiając wziąć nie prysznic, lecz długą, gorącą kąpiel w pianie, a przy wannie postawić sobie karafkę z wiekową brandy, którą będzie powoli sączyć. Tak, weźmie miłą kąpiel i nie będzie pamiętać o tym, co się wydarzyło. Nonsens, oczywiście, że będzie. Nie potrafiła myśleć o niczym innym. - Chcę mieć tego gościa zawsze w mojej drużynie! - zakrzyknęła Stacey. RS 76 - I co ja mam odpowiedzieć na taki komplement? Po prostu znam historię Europy, to moja dziedzina - odparł Bryan, lekko wzruszając ramionami. Właśnie zastanawiał się, co zrobić, by poznać lepiej obie kobiety, gdy Stacey zaskoczyła go kompletnie, pukając do jego pokoju z zaproszeniem do wzięcia udziału w grze w pytania i odpowiedzi. Z miejsca przyjął zaproszenie i zszedł na dół, gdzie w oczekiwaniu na panią domu postanowili rozegrać kilka niezobowiązujących rundek - ot, na rozgrzewkę. On grał w drużynie razem ze Stacey, za przeciwników mieli jej chłopaka Bobby'ego oraz saksofonistę Dużego Jima. Bryan polubił tego ostatniego od pierwszej chwili, gdyż w potężnym Murzynie wyczuł głębokiego, mądrego człowieka, obdarzonego wewnętrznym spokojem. Duży Jim potrafił sprawić, że ludzie mieli wrażenie, jakby przyjaźnili się z nim od lat. Dobrze byłoby mieć przy sobie kogoś takiego w chwili zagrożenia, pomyślał Bryan. - Z ciebie jest chodząca encyklopedia, McAllistair - stwierdził ze śmiechem muzyk. - Cóż, choroba zawodowa. Ale tobie też nieźle idzie. - Ano jakoś sobie radzę. Skąd wiecie, czy po nocach nie czytam kart i nie uczę się wszystkich odpowiedzi na pamięć? Stacey zrobiła wielkie oczy. - Mówisz poważnie?