— W ogóle nie wrócił — odpowiedział Tom łamiącym
się głosem. — A więc jednak, został unicestwiony... Całkowicie pa- na rozumiem. To bardzo częsty przypadek. Proszę zrozu- mieć, nie ma pan wyboru. Proszę nie mieć do nas żalu. Niech pan nie obwinia za to Allied Domestic. — Ale przecież — ochryple odezwał się Tom — gdy je- den robot ulega zniszczeniu, wy możecie sprzedać następ- ny model. To pozwala utrzymać ciągłą sprzedaż. Zapewnić stały napływ pieniędzy do kasy. — To prawda. Ale współczesne wysokie standardy techniczne wymagają sporych nakładów. Nic możemy so- bie pozwolić na to, by pozostawać w tyle... Odczuł pan to na własnej skórze — o ile wolno mi tak powiedzieć — ja- kie mogą być tego konsekwencje. — Rzeczywiście — zgodził się Tom. Jego głos był led- wo słyszalny. — Ostrzegali mnie, żebym nie oddawał jej do naprawy. Radzili, abym ją wymienił. Na twarz sprzedawcy powrócił wyraz samozadowolenia i pewności siebie. Jego oblicze wyglądało jak miniaturowe słońce, promieniało radością i szczęściem. —Teraz ma już pan problem z głowy. Z tym modelem na pewno uplasuje się pan w czołówce. To koniec pańskich zmartwień, pa- nie... — Sprzedawca zawiesił głos. — Jak pana godność? Na kogo wystawić mam rachunek? Bobby i Jean obserwowali zafascynowani, jak pracowni- cy wnoszą do salonu olbrzymią skrzynię. Stękając i pocąc się, ustawili ją na podłodze i z ulgą się wyprostowali. — Dobrze — stwierdził lakonicznie Tom, — Dziękuję. — Drobiazg, proszę pana. — Dostawcy energicznie ru- szyli do wyjścia, hałaśliwie zamykając za sobą drzwi. — Tatusiu, co to jest? — szepnęła Jean. Brat i siostra stanęli przy wielkiej skrzyni. Oczy mieli szeroko otwarte ze zdumienia. — Za chwilę zobaczycie. — Tom, oni dawno powinni być w łóżkach — protesto- wała Mary. — Gzy nie mogą się temu przyjrzeć jutro? — Chcę, żeby to zobaczyli już teraz. Tom zszedł na chwilę do piwnicy i wrócił ze śrubokrę- tem. Klęcząc na podłodze, pospiesznie luzował śruby, któ- re spajały skrzynię. — Nic się nie stanie, jak raz pójdą spać nieco później. Zaczął wyjmować deski, kolejno, jedną po drugiej; robił to umiejętnie i bez zdenerwowania. W końcu wyciągnął ostatnią, oparł ją o ścianę obok pozostałych. Wyjął ze środ- ka instrukcję obsługi wraz z trzymiesięczną kartą gwaran- cyjną, po czym wręczył wszystko Mary. — Przechowaj to. — Ależ to Niania! — zawołał Bobby. — To olbrzymia, potężna Niania! Na dnie skrzyni spoczywał wielki czarny kształt, po- dobny do ogromnego metalowego żółwia, powleczonego warstwą smaru. Dokładnie sprawdzony, naoliwiony i z peł- ną gwarancją. Tom pokiwał głową. — Zgadza się. To Niania, nowa Niania. Zastąpi tę