- Nie wiem. Spałam, kiedy nagle odniosłam wra¿enie, ¿e
słysze, jak ktos -jakis me¿czyzna - mówi szeptem: „Zdychaj, dziwko”, pochylajac sie nad moim łó¿kiem. Ale kiedy wstałam i zapaliłam swiatło, w pokoju nikogo nie było. Sprawdziłam nawet całe pietro, ale doprowadziłam tylko do tego, ¿e córka zaczeła uwa¿ac mnie za osobe niespełna rozumu. -Westchneła. - Wyszło na to, ¿e w domu nie było nikogo, kto nie powinien sie w nim znajdowac. - Ale pani czuła, ¿e ktos był? Marla wzruszyła ramionami. - Nie mówiłam o tym wczesniej, bo nie jestem pewna. Mam powa¿ny problem z pamiecia, miewam dziwaczne, bezsensowne sny i to wszystko mogłam sobie tylko wyobrazic. Ten głos mógł nale¿ec do snu. - Ale nie jest pani tego pewna? - Nie - przyznała. Na mysl o tym, ¿e ktos istotnie mógł nachylac sie nad nia, ¿yczac jej smierci, oblał ja zimny pot. Tak blisko. Z taka nienawiscia. Z taka determinacja. - Ja... ja 344 niczego nie jestem pewna. Dzisiaj odwiedzilismy mojego ojca. Był przekonany, ¿e jestem kims innym, ¿e mam na imie Kylie, a ja... tak niewiele pamietam. Nie byłam w stanie udowodnic, ¿e sie myli. - Jest chory, prawda? - Cie¿ko - powiedział Nick. - Pielegniarka twierdziła, ¿e to mo¿e byc wpływ srodków przeciwbólowych. - Ale pani nie wie, czy były to jego wymysły, czy te¿ w tych majakach tkwiło ziarno prawdy. - Detektyw znowu zwrócił swoja psia twarz do Marli, po czym zapisał cos na karteczce. - Wiec zapytam jeszcze raz. Kto, pani zdaniem, mógłby chciec pania skrzywdzic lub zabic? - Nie wiem - odparła zrezygnowana. Paterno spojrzał na Nicka. - Pan zdaje sie byc dosc blisko tego wszystkiego. Mo¿e ma pan jakis pomysł? Nick zawahał sie. - Jestem tu od niedawna. Wiem tylko, ¿e mój brat pracuje o najdziwniejszych porach i jest bardziej skryty ni¿ kiedykolwiek. - A jego firma ma kłopoty finansowe. - Owszem. - Dlaczego pan Cahill mógłby chciec zamordowac ¿one? - Nikt tego nie powiedział - wtraciła sie Marla. - To nie Alex pochylał sie wtedy nad moim łó¿kiem - dodała ostro. Rozpoznałaby jego głos. Ale nie było go w domu, prawda? Trzeba było po niego zadzwonic. Mo¿e wyszeptał swoja grozbe, wyszedł z pokoju i... i co? Wsiadł do jaguara i pojechał na pózne spotkanie. - To nie był Alex. - Mo¿liwe. Ale czy ma¿ ma jakis powód, ¿eby pania zamordowac? Jest pani wysoko ubezpieczona na ¿ycie? Mo¿e ma¿ ma kochanke? Albo sadzi, ¿e pani ma z kims romans? - spytał Paterno, spogladajac spod oka na Nicka. - Nie sadze. 345 Krzesło zaskrzypiało przerazliwie, kiedy Paterno wstał zza