wdzięczność Lizzie za ten dar niebios wzięła górę
nad obrzydzeniem do męża, którego wciąż musiała znosić u swego boku. - Tato, a ty im oddałeś? - chciał wiedzieć Edward. - Próbowałem. - Lepiej tego nie robić - ostrzegła Lizzie starszego syna. - Trzeba oddać wszystko, czego chcą, bo najważniejsze jest bezpieczeństwo. - Ale lepiej dorwać tych gnojków - wtrącił Jack. - Uważaj na język - upomniał go Christopher. - A jak mam ich nazwać? - Założę się, że ich nie złapali - rzekł Edward. - Raczej nie - zgodził się Christopher. - Tatusiu, bardzo cię bolało? - zapytała Sophie. - Bolało, kochanie, ale teraz, gdy jestem z wami, prawie nic już nie czuję. Natomiast Lizzie czuła obrzydzenie. Wiedziała, że tym razem nie potrafi mu już wybaczyć. Bez względu na to, jak cudownie opiekował się dziećmi, jak bardzo one wszystkie wierzyły w swojego idealnego tatuśka, dla niej był po prostu skończony. - Biedny Christopher - użaliła się na jego widok Ange-la, która zgodnie z planem miała tego wieczoru wyjechać. - Co za potworność go spotkała! - Rzeczywiście potworność - przyznała Lizzie. - Dla niego to znacznie gorsze niż dla kogoś z nas. My w razie choroby czy jakichś obrażeń zawsze możemy liczyć na jego opiekę, a ten biedak nie ma nikogo. - Uśmiechnęła się do córki. - W każdym razie nikogo tej klasy, co on sam. - Aha. - Z tobą wszystko w porządku? - zaniepokoiła się nagle Angela. - Głupie pytanie, jak na to, co przeszłaś. Na pewno mogę jechać? Bo chętnie zostanę trochę dłużej. - Nie ma potrzeby. - Lizzie z determinacją przybrała dziarski wyraz twarzy. - William za tobą tęskni, a ja mam tu Gilly do pomocy. - Ejże? - Angela położyła jej dłoń na ramieniu. - Nadal jestem twoją mamą, Lizzie. Przede mną nie musisz udawać silniejszej, niż jesteś. - Wiem, że nie muszę. ~*~ Przez kilka następnych dni Christopher w obecności dzieci trzymał się dostatecznie dobrze, ale gdy były poza domem - w szkole czy u kolegów - albo spały, popadał w coraz większe przygnębienie. - Byłabym ci wdzięczna - powiedziała mu Lizzie w środę - gdybyś starał się nieco bardziej przy Gilly. Jej się tak łatwo nie oszuka, dobrze wie, że coś jest nie w porządku. - Myśli, że to skutki napadu. - Proszę cię tylko o odrobinę wysiłku. - Och, przecież się staram. Nawet nie wiesz, jaki to